E-commerce w mobile nadal na czasie

Pandemia koronawirusa sprawiła, że zakupy w internecie stały się jeszcze bardziej popularne. W tym kontekście zadbanie o platformę sprzedażową w wersji desktop jest ważne, jednak nie można zapominać o mobile. Jak czytamy w raporcie “E-commerce w Polsce 2019” Gemius dla e-Commerce Polska, aż 61% osób robiących zakupy online używa do tego smartfona. Na razie nie mamy danych potwierdzających, że w obecnej sytuacji ten odsetek wzrósł, ale wydaje się to bardzo prawdopodobne. Podczas gdy domowe komputery okupują dzieci lub inni członkowie rodziny pracujący zdalnie, telefon wydaje się być najwygodniejszą formą “buszowania” po e-sklepach. 

Co o zakupach przez smartfona mówią statystyki?

Traktowanie po macoszemu platformy sprzedażowej w wersji mobile jest dużym błędem. Liczby mówią bowiem same za siebie:

  • blisko 95% użytkowników internetu odwiedziło jakiś sklep online (bez względu na urządzenie), z czego 42% dokonało zakupu na telefonie (1)
  • 6 na 10 respondentów deklaruje multichanneling podczas robienia zakupów przez internet za pomocą urządzeń mobilnych, a 68% wykorzystuje go do porównywania cen podczas kupowania (2)
  • 56% pytanych użytkowników potwierdza, że zdarza im się sprawdzać różne produkty na telefonie w trakcie rozmowy ze znajomymi (3)
  • 68% użytkowników przyznaje, że zdarza im się porównywać ceny tych samych produktów na telefonie (4)

Smartfon odgrywa więc istotną rolę w procesie zakupów przez internet. Tym bardziej że korzystamy z niego średnio ponad 2 godziny dziennie (5). Telefon towarzyszy nam od razu po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem – o wiele częściej zaglądamy do niego niż pozwalamy sobie na posiedzenie przed komputerem po godzinach pracy. To efekt przekonania, że sprawdzenie czegoś na smartfonie trwa tylko chwilę, a włączenie laptopa grozi ryzykiem “przepadnięcia” na długie godziny. 

W dobie epidemii te aspekty ulegają jeszcze dodatkowemu wyostrzeniu. Wielu z nas uważa ponadto, że e-zakupy są bezpieczniejsze niż wizyta w sklepach stacjonarnych (6). A jeśli dodać do tego większą ilość czasu, jaki spędzamy w domach, to perspektywa szybkich zakupów z telefonu wydaje się jeszcze bardziej kusząca. 

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują więc, że to odpowiednia pora na usprawnienie działania naszego sklepu w wersji mobile. Na co warto zwrócić szczególną uwagę?

8 dobrych praktyk

Jeśli chcemy sprawić, aby nasz sklep w wersji mobilnej był przyjazny dla klientów, musimy pamiętać o kilku czynnikach, które zniechęcają użytkowników do przeprowadzenia transakcji za pośrednictwem smartfona i są główną przyczyną porzucania przez nich koszyków. Wśród nich wymienić można na przykład: niedostosowanie strony do urządzeń mobilnych, niewygodne formularze czy zbyt dużą liczbę czynności, jakie trzeba wykonać podczas zakupu (7). Można jednak uniknąć tych błędów, stosując się do dobrych, sprawdzonych praktyk:

  1. Less is more

Strony produktowe są miejscem, gdzie odbywa się prawdziwa decyzja zakupowa, a sam mobile sprzyja ich szybszemu podejmowaniu. Nie zawsze więc wszystkie elementy, dodatkowe opisy czy też produkty powiązane muszą być widoczne od razu. Praktyka “less is more” obrazuje podejście, jakie powinno się stosować także wobec stron głównych przeznaczonych dla mniejszych ekranów. Co się nie sprawdza? Przede wszystkim długie teksty oraz karuzele banerów (użytkownicy, o wiele szybciej niż na desktopie, przewijają pierwszy poziom ekranu).

  1. Czysty i czytelny checkout 

Na małym ekranie trudno jest zmieścić wszystkie informacje, więc nie jest to dobre miejsce na dosprzedaż kolejnych produktów, promocje i inne rozpraszacze. Podczas checkoutu użytkownik powinien przede wszystkim w sposób wygodny zrealizować zakupy. Dawniej modny one-page checkout, dla wielu rozwiązań e-commerce w mobile nie będzie dobrą opcją, ponieważ wraz z kolejnymi scrollami znacząco spada skupienie uwagi. Warto postawić więc na kilka szybkich i prostych kroków. Realizacja zakupów w kilkanaście sekund jest możliwa!

  1. Proste, krótkie formularze

Formularze stanowią nieodłączny element procesu zakupowego, jednak nie zawsze musi to być długa lista pól do wypełnienia. Warto się zastanowić, czy faktycznie wszystkie dane są potrzebne do realizacji zamówienia. Postawmy także na autouzupełnianie pól i automatyzację niektórych elementów (wybrałeś kod pocztowy? Świetnie! W polu “Miejscowość” zaproponujemy odpowiadające miasto). Duplikacja pól to przeżytek i nie powinno się nękać użytkownika powtórnym wpisywaniem czegoś, co już wcześniej podawał.

  1. Wspieranie cross-device to obowiązek

Aż 57% kupujących online potwierdza, że zdarza im się rozpocząć zakupy na urządzeniu mobilnym, ale kończyć je na komputerze (8). Smartfony są bowiem wygodne i praktyczne – użytkownik może w prosty sposób przeglądać katalogi produktów, wyszukiwać oferty i składać swój koszyk czy też listę zakupów. Jednak w chwili ostatecznej decyzji, część klientów woli przejść proces zakupowy na komputerze, na spokojnie, z pełną kontrolą i poczuciem bezpieczeństwa. Warto więc im to ułatwić. 

  1. Dobrze przemyślane kategorie produktów

Wiele sklepów ma bardzo rozbudowane kategorie produktów. O ile w widoku desktopowym można wykorzystać rozwiązanie typu mega-menu, o tyle na mniejszych ekranach jest to niemożliwe. Projektując rozwiązanie na mobile, lepiej jest zacząć od dobrego opracowania kategoryzacji i wykorzystania zagnieżdżonych grup. Po wywołaniu menu, postaraj się, by użytkownik widział główne kategorie na jednym ekranie. Kliknięcie w główną kategorię powinno wyświetlać jej podkategorie w nowym panelu – dzięki temu użytkownik nie będzie przytłoczony pozostałymi, niepowiązanymi kategoriami (jak ma to miejsce w harmonijkowym rozwijanym menu) i pozostanie w kontekście swojego wyboru. Przy opracowywaniu drzew kategorii, bazuj na modelach mentalnych swoich klientów – zapytaj ich, gdzie spodziewaliby się znaleźć dany produkt, zamiast zmuszać ich do błądzenia w sztywnej, narzuconej na przykład przez system magazynowy, kategoryzacji.

  1. Wyszukiwarka jest przydatna!

Nie traktuj wyszukiwarki w swoim sklepie jako zło konieczne. Wielu zaangażowanych (i świadomych tego, co chcą kupić) użytkowników chętnie korzysta z tej funkcji, zamiast błądzić po katalogach. Jeśli klient chce wyszukać konkretny produkt w Twoim sklepie, zapewnij mu warunki umożliwiające maksymalne skupienie – nie opakowuj pola wyszukiwania innymi elementami interfejsu – tutaj dobrze się sprawdza wyszukiwanie pełnoekranowe. Dodatkowe funkcje w postaci inteligentnych podpowiedzi przyspieszą decyzję o zakupie i tym samym przełożą się na wzrost konwersji.

  1. Ważna jest szybkość (a także jej wrażenie)

Jesteśmy przyzwyczajeni do szybkich reakcji na nasze akcje, dlatego zadbaj o szybkość działania swojego sklepu. Oczywiście, nie każda strona będzie się ładować w ułamku sekundy, więc złym pomysłem byłoby pozostawienie użytkownika z pustym ekranem lub jedynie animowaną ikoną ładowania. Żeby sprawić wrażenie szybkości i zmienić nieco percepcję upływu czasu, warto stosować rozwiązania z ładowaniem szkieletu strony, z zarysowanymi elementami, które po pełnym załadowaniu zostaną wypełnione treściami.

  1. Sekcja “Zakupy” w Google

Coraz częściej użytkownicy zaczynają zakupy od wyszukiwania produktów w wyszukiwarce Google. Dodatkowa sekcja “Zakupy” zdecydowanie ułatwia klientom sprawne porównanie cen i opisów w kilku sklepach na jednym ekranie. Zadbaj o to, by prezentacja produktów z Twojego sklepu była czytelna i przykuwała większą uwagę niż propozycje konkurencji.

***

Jeśli chcesz wiedzieć więcej o tworzeniu przyjaznych e-sklepów w wersji mobile, skontaktuj się z nami. Chętnie przyjrzymy się Twojej stronie i pokażemy, jakie usprawnienia warto wprowadzić. 

Źródła:
1. Raport “Digital 2020 – Poland” opublikowany przez WeAreSocial we współpracy z Hootsuite (styczeń 2020) [https://datareportal.com/reports/digital-2020-poland]

2. Raport “E-commerce w Polsce 2019” Gemius dla e-Commerce Polska (2019) [https://www.gemius.pl/wszystkie-artykuly-aktualnosci/raport-e-commerce.html]

3. Tamże. 

4. Tamże.

5. Raport “Digital 2020 – Poland” opublikowany przez WeAreSocial we współpracy z Hootsuite (styczeń 2020) [https://datareportal.com/reports/digital-2020-poland

6. “E-commerce w czasie kryzysu 2020” Mobile Institute dla Izba Gospodarki Elektronicznej (2020) – kontekst SARS-CoV-2 [https://eizba.pl/raport-e-izby-e-commerce-w-czasie-kryzysu-2020/

7. Raport “E-commerce w Polsce 2019” Gemius dla e-Commerce Polska (2019) [https://www.gemius.pl/wszystkie-artykuly-aktualnosci/raport-e-commerce.html]

8. Tamże.

Dlaczego warto inwestować w rozwiązania touchless? (szczególnie teraz)

Jeszcze pół roku temu… większość czynności wykonywaliśmy automatycznie. Przycisk w windzie, klamka do klatki, rzut oka na smartfon, ekran dotykowy w bankomacie, PIN na terminalu w kawiarni, znowu smartfon, łyk kawy z papierowego kubka, biletomat lub parkometr. Aha, jeszcze przesyłka z paczkomatu. 

W ten sposób w przeciągu godziny na naszych dłoniach zbierały się miliony bakterii, wirusów i innych drobnoustrojów. Następnie przenosiliśmy je na twarz, ubrania, torbę, telefon, komputer i kilka kolejnych przedmiotów. Jeszcze pół roku temu… to były zwykłe elementy codzienności, których nikt nie rozpatrywał w kategorii zagrożenia. Przecież systematycznie myjemy dłonie.

Dzisiaj… Zmiany, które przyniosła pandemia zostaną z nami na dłużej. Nasza nieufność wobec urządzeń w przestrzeniach publicznych znacząco wzrosła. Przybrała rozmiary, wobec których najnowsza technologia nie pozostanie obojętna. Kryzys doprowadził do umocnienia pozycji smartfona uzbrojonego m.in. w aplikacje płatnicze, a także inne systemy obsługiwane bezdotykowo. I biznes już to wie.

Telefon jako pilot do obsługi nowej rzeczywistości

Pandemia koronawirusa spowoduje, że w najbliższym czasie będziemy obserwować wysyp “cyfrowych olśnień”, które potrzebowały katalizatora w postaci globalnej epidemii i wyzwań gospodarczych z nią związanych. Do obsługi większości rozwiązań touchless wystarczy nam własny, “bezpieczny” smartfon.

Jeszcze przed koronawirusem mieliśmy szansę wypróbować kilka tego typu wdrożeń. Jeśli spojrzeć na nie z perspektywy obecnej sytuacji, wprowadzono je w idealnym momencie. A oto kilka przykładów, w których aplikacje z powodzeniem zastąpiły bezpośredni kontakt z urządzeniem:

  • Biletomaty – JakDojadę, SkyCash, MPay 
  • Parkometry – MobiParking
  • Paczkomaty – aplikacja InPost umożliwiająca bezdotykowy odbiór przesyłki
  • Terminale płatnicze – płatność telefonem 
  • Weryfikacja tożsamości – rządowa aplikacja mObywatel

Podobne mechanizmy wykorzystują pierwsze na polskim rynku lodówkomaty, które niedawno wprowadził InPost. Można w nich odebrać zakupy spożywcze zamówione za pośrednictwem Auchan Direct, a tym samym nie spotykać się ze sprzedawcą czy innymi osobami w sklepie.

Przedstawiciele InPostu sami przyznają, że rozwiązanie było gotowe już jakiś czas temu, jednak to dopiero epidemia spowodowała, że rynek błyskawicznie dojrzał do zaproponowania go konsumentom.

Firmy mają duże pole do popisu  

Tego, że za chwilę nastąpi szybki rozwój systemów bezdotykowych, jesteśmy pewni. Obecnie wszystko leży w rękach firm, które muszą dostosować się do radykalnej zmiany przyzwyczajeń swoich klientów. Oczywiście, wygrają ci, którym uda się to zrobić sprawniej od innych. A wiele w tej kwestii jest jeszcze do wymyślenia. 

Weźmy na przykład bankomaty. O ile możemy z nich korzystać, nie posiadając karty płatniczej, to i tak nie unikniemy dotykania ekranów czy przycisków. Jak mógłby wyglądać taki bezdotykowy bankomat? Głównym zadaniem twórców aplikacji byłaby unifikacja interfejsów różnych urządzeń do jednolitego interfejsu w telefonie. W praktyce obsługa wyglądałaby następująco: ustalasz kwotę, jaką chcesz wypłacić, wybierasz bankomat i wyjmujesz gotówkę. Wszystko bez kontaktu z ogólnodostępnym urządzeniem. W aplikacji mielibyśmy także pełny podgląd operacji oraz wyciąg z karty. Więcej o tej koncepcji możecie przeczytać tutaj.

Podobnie jest z kasami samoobsługowymi. Jak na razie nie istnieje aplikacja, która pozwalałaby przejść przez cały proces zakupowy w sklepie, bez wciśnięcia chociaż jednego pola na ekranie. A firmy kurierskie? Niektóre z nich nadal wymagają potwierdzenia odbioru paczki mniej lub bardziej tradycyjnym podpisem (a czy nie wystarczyłby np. skan kodu QR zamiast rysika lub długopisu, które w ciągu dnia przewijają się przez setki dłoni?).

Obecnie wdrożenia bezdotykowe stają się dużą szansą dla wielu branż, które chcą albo wręcz muszą odpowiedzieć na nowe potrzeby klientów. Jeśli widzisz tu przestrzeń dla swojego biznesu, zachęcamy Cię do kontaktu. Porozmawiamy o tym, jakie rozwiązania możesz wprowadzić, aby wykorzystać potencjał smartfonów i aplikacji typu touchless.

Platformy B2B – możliwości i problemy z perspektywy eksperta z WellCommerce

WellCommerce to rozwiązanie, które kompleksowo odpowiada na potrzeby platform sprzedażowych B2B. O tworzeniu tego typu platform, wyzwaniach z nimi związanych i integracjach z innymi systemami rozmawiają Konrad Hildebrand z Autentiki oraz Adam Piotrowski z WellCommerce.

Konrad Hildebrand: Opowiesz nam o największym wdrożeniu B2B, jakie mieliście okazję przeprowadzić na platformie WellCommerce?

Adam Piotrowski: Dla jednego z wiodących dystrybutorów z branży biurowo-papierniczej powstała bardzo rozbudowana platforma B2B, obsługująca kilkanaście sklepów. System działa na następującej zasadzie: do sklepu głównego, prowadzonego przez firmę–matkę, podłączone są sklepy satelitarne, obsługiwane przez zupełnie inne podmioty. Asortyment jest automatycznie pobierany, podobnie jak informacje dotyczące konfiguracji cen (które są różne dla różnych oddziałów), rabatów, innych rodzajów spraw związanych z magazynem czy dostępności produktów w konkretnych lokalizacjach.

To rozwiązanie bardziej przypomina więc platformę sklepową lub franczyzę niż prosty system obsługi hurtowni. Z punktu widzenia naszej technologii można powiedzieć, że jest to bardzo, bardzo rozbudowany multi-store. Integracja odbywa się poprzez pliki .xml, import zaś działa automatycznie dla wszystkich informacji, które znajdują się w systemie sprzedażowym klienta, począwszy od produktów, przez rabaty, magazyny, zdjęcia, kategorie.

Czyli w tym przypadku WellCommerce wykorzystywane jest jako narzędzie do kontroli centralnego magazynu? Jestem franczyzobiorcą, biorę zaopatrzenie z centrali i podpinam się do platformy, aby to wszystko ściągnąć.

Dokładnie tak to działa. Sklepy, które są podpięte pod platformę w praktyce nie mają swoich magazynów. Jest to bardzo specyficzny, ale jednak, wariant dropshippingu. Towar wychodzi z centrali, nie jest wysyłany przez konkretny punkt sprzedaży. Tak naprawdę sklepy satelitarne służą więc do zbierania zamówień. Mają oczywiście swój odrębny wygląd, formy płatności, wysyłki, własne dynamicznie kalkulowane ceny. Ale ostatecznie zamówienie wpada do centralnego sklepu i tam jest realizowane.

U innego klienta, tym razem z branży tekstylnej, WellCommerce stanowi pewnego rodzaju nakładkę na to, co się dzieje w Comarch Optima. System został zoptymalizowany tak, aby można było szybko zamawiać duże liczby różnych wariantów produktów. Przy wszystkich kombinacjach kolorów i rozmiarów, w szczytowym momencie obsługiwano 11 tysięcy kombinacji wzór/kolor/rozmiar.

To było największe wdrożenie. A inny przykład zastosowania WellCommerce w B2B?

Drugie największe wdrożenie zrobiliśmy dla klienta, którego obsługujemy od 2012 roku. Rozwiązanie składa się z dwóch sklepów, jednego w wersji hurtowej, drugiego – detalicznej. Musieliśmy  zrealizować tutaj indywidualny system rabatowy, spełniający konkretne wymagania biznesowe klienta, a następnie cały system zintegrować z Subiektem GT.

Obok hurtowni w trybie multistore wystawiliśmy oddzielny sklep, obsługujący klientów detalicznych. Dla odbiorców hurtowych dodaliśmy ponadto interesującą funkcję rozbicia koszyka na produkty zwykłe i promocyjne. 

Obecnie klient posiada sieć kilkunastu punktów sprzedaży i wszystkie do zatowarowania korzystają z WellCommerce, a nie bezpośrednio z Subiekta. System serwuje informacje o stanach magazynowych w poszczególnych lokalizacjach i pozwala pracownikom punktów sprzedaży kompletować zamówienia bezpośrednio z poziomu sklepu internetowego.

O czym twoim zdaniem należy pamiętać, tworząc platformy B2B?

Każde wdrożenie ma pewne punkty wspólne, ale każdy klient jest inny, dlatego platforma musi spełniać zupełnie różne funkcje. System sklepowy ma za zadanie realizować politykę cenową, która jest w danym momencie potrzebna w firmie. Nie można tego spłaszczać wyłącznie do rabatów. B2B to rozwiązania, gdzie ceny kalkulowane są w zależności od klienta oraz grup asortymentowych.

Każda firma ma zupełnie inne podejście do swoich cen. Nie spotkałem się, aby w dwóch firmach ceny były wyliczane w ten sam sposób. U jednego z naszych partnerów rabaty wyliczane są w oparciu o klienta, ale dla konkretnych grup rabatowych, dla konkretnego asortymentu. Cena, jaką klient B2B otrzymuje, jest wynikiem trzech poziomów rabatowania. Potrzebne jest tu ustalenie, dla jakiej lokalizacji istnieje rabat, dla jakiej grupy i dla jakiego fragmentu kodu produktu.

Na co trzeba kłaść nacisk?

B2B ma sprzedawać, tak jak każdy inny sklep. To nie powinna być platforma do prezentacji produktów dla kontrahentów. Takie rozwiązania zapewniają katalogi sprzedażowe, które nie są typowym B2B. 

Nacisk trzeba kłaść przede wszystkim na wdrożenie polityki cenowej i logistycznej, na przykład obsługę przez różne firmy kurierskie, wyliczanie kosztów transportu w oparciu o gabaryty dostawy. Klienci biznesowi zamawiają towar w dużych ilościach, który idzie paletami. System B2B musi zapewniać obsługę przesyłek wielo-paczkowych. Dostawy to coś, co generuje koszty, więc należy pamiętać o tym, aby je odpowiednio optymalizować.

A co z płatnościami i prowizjami z nimi związanymi?

W B2B pojawiają się potrzeby obsługi zupełnie innych sposobów płatności niż te spotykane w detalu. Tam wiadomo – mamy przelew bankowy, pobranie, płatności online. W hurcie potrzebujemy kredytu kupieckiego, płatności odroczonej czy płatności split payment, podzielonej na zaliczkę i rozliczenie. Każdy, kto chce wdrożyć u siebie taki system, musi się więc zastanowić, jakie formy płatności są potrzebne w jego biznesie.

Trzeba też sobie zadać pytanie, jak tacy klienci będą obsługiwani. Może bowiem pojawić się potrzeba wdrażania mechanizmów opiekunów klienta. Możemy też mieć opiekunów całych grup asortymentowych, którzy jednocześnie zajmują się wybranymi odbiorcami. W tym rozwiązaniu każdy klient ma więc przypisaną osobę, do której  informacje o jego zamówieniach przekazywane są automatycznie.

Jakie problemy trafiają się przy wdrożeniach?

Przy samych wdrożeniach największy problem to zawsze… logistyka. To znaczy obsługa zamówień czy podział uprawnień. To częste tematy, którym trzeba poświęcić odpowiednią ilość czasu.

Ponadto dużym wyzwaniem jest przełożenie polityki cenowej danej firmy, bo w każdym projekcie ceny kalkulowane są inaczej. Nie da się stworzyć jednego globalnego mechanizmu, który będzie pasował do wszystkich sytuacji. W ramach każdej branży klienci mają przecież inne wymagania co do działania mechanizmów wyliczania cen.

Chciałbym jednak podkreślić, że to nie jest problem, ale wyzwanie. To element, który wymaga naprawdę dogłębnego przeanalizowania.

A co w sytuacji, gdy sklep działa także w trybie stacjonarnym?

Wielu z naszych klientów to są sklepy, które działają stacjonarnie. Polityka cenowa stosowana w realu nie zawsze ma sens w zakupach online, a czasami nie wszystkie mechanizmy da się w prosty sposób odwzorować. Dawanie gratisów, promocji, różnego rodzaju rabatowania w sklepach stacjonarnych różni się od tego, co można zrobić w sieci.

To jest wyzwanie dla klienta, bo to on musi dokładnie określić swoje oczekiwania. My często podpowiadamy, jak pewne rzeczy można uprościć, czasami powstają dzięki temu rozwiązania lepsze od tego, co do tej pory klient wykorzystywał. To jest jeden z najbardziej czasochłonnych elementów wdrożenia systemu. 

Do wszystkich innych rzeczy da się w jakimś stopniu wykorzystać elementy standardowe istniejące w WellCommerce: multi-store, grupy rabatowe, grupy klientów, ceny grupowe, ceny zależne od ilości, kilka różnych mechanizmów rabatowania, ceny w różnych lokalizacjach, ceny w magazynach, mechanizmy reguł koszykowych. To w większości przypadków wystarczy do uruchomienia prostego lub nawet średnio zaawansowanego B2B.

Z jakim popularnymi systemami integrowaliście WellCommerce?

Robiliśmy integrację z Comarch Optima, dzięki czemu posiadamy do niej dedykowany integrator naszego autorstwa. Rozwiązanie obejmuje standardowe zagadnienia związane z codzienną obsługą, jak synchronizacja cen, stanów magazynowych, zamówień i faktur. Dodatkowo, udało nam się także wprowadzić zarządzanie recepturami wykorzystywanymi przy produktach, które tworzone są ze składników. To może być wykorzystywane także przy odzieży czy zestawach komputerowych.

Klienta z branży lotniczej zintegrowaliśmy z jego SAPem na potrzeby sklepu wewnętrznego. To sklep z odzieżą dla pilotów, stewardes i ekip lotniskowych, który jest dostępny tylko dla pracowników. W tym przypadku nie kupują oni rzeczy za pieniądze, mają po prostu przydzielone limity, coś na kształt punktów. Z jednej strony SAP jest wykorzystywany, aby pobierać informacje o punktach i limitach zakupowych, z drugiej, aby przekazywać zamówienia do realizacji i tworzyć faktury. Nie ma tutaj jednak integracji, jeśli chodzi o sam asortyment.

Swego czasu zintegrowaliśmy się także z SAPem podczas prac dla dużego producenta napojów. Chodziło o możliwość zamawiania soków oklejanych etykietami z dedykacjami, które klienci tworzyli poprzez specjalny kreator na stronie. Mogli oni dodawać swój napis czy własne zdjęcie. Integracja zachodziła tutaj w zakresie typowo sprzedażowym – dotyczyła pobierania stanów magazynowych, smaków soków oraz przekazywania zamówień do realizacji. Dosyć prosta integracja, mówiąc ogólnie.

Prosta integracja z SAPem?

Każdy, kto integrował SAPa wie, że co SAP, to inne rozwiązania. Nie ma dwóch podobnych SAPów. Nie da się stworzyć jednego ogólnego mechanizmu , bo SAP sam w sobie, jak i sposób jego wdrożenia, będzie determinował procesy i użycie metod. Mając doświadczenie w jednym SAPie, nie możemy mówić, że znamy się na innych. Każdy jest nowym  wyzwaniem.

A inne integracje?

Mamy integracje z SubiektemGT, choć  w tym wypadku korzystamy z integracji poprzez inne oprogramowanie. Współpracujemy z firmą Firmes, która posiada gotowe rozwiązanie dla systemu Subiekt i jest to tak zwany WellBridge. Dzięki niemu możemy połączyć WellCommerce z tym systemem. U jednego klienta działa to już od ponad ośmiu lat, bez większych problemów związanych z kolejnymi aktualizacjami Subiekt GT i WellCommerce.

Wcześniej integrowaliśmy system z Symfonią, ale obecnie klienci wolą przejście z Symfoniii na rozwiązania Comarchu lub Subiekta.

Co jest ważne przy tego typu integracjach?

Istotnym elementem wielu wdrożeń są integracje nie tyle z programem magazynowym, co z zewnętrznymi hurtowniami. Na przykład, dla jednego klienta musimy obecnie zaplanować integracje z trzynastoma różnymi źródłami towaru.

W przypadku innego klienta z branży kosmetycznej nie ma integracji z typowym systemem magazynowym, bo firma korzysta z Logistiko, outsourcingu magazynowego. Bardzo ciekawa rzecz, która staje się coraz popularniejsza na rynku. Sklep całą swoją logistykę przerzucił do firmy zewnętrznej, która odpowiada za fakturowanie, pakowanie, konfekcjonowanie tego towaru, wysyłkę do klienta i obsługę zamówień, reklamacji. W tym ujęciu Logistiko staje się systemem magazynowym. Taki wariant współpracy jest bardzo podobny do Amazon Fullfillment, czyli tych integracji, gdzie towar przekazywany jest do Amazonu i w całości obsługiwany przez tamten koncern.


Design System – czym jest i dlaczego warto w niego zainwestować

Projekty IT taniej, szybciej, spójnie, zapewniając komfort użytkownikowi – dużo obietnic jak na jeden artykuł? Być może, ale wierzę, że mam podstawy aby je składać, bo chcę Ci opowiedzieć o Design Systemach.

// Jeśli na co dzień pracujesz przy DS-ach, treść tego artykułu nie będzie dla Ciebie odkrywcza. W artykule chcemy przybliżyć raczej podstawową wiedzę.

Co to Design System?

Design System to zbiór zasad, narzędzi i procesów usprawniających projektowanie, budowę i rozwój cyfrowych produktów bla bla bla… O, ale to nie do mnie tak, do mnie nie.

Tak, to skomplikowane. Postaram się wyjaśnić Ci to na przykładzie przycisku. Przygotowanie tego prostego elementu to szereg decyzji: kształt, wypełnienie, rozmiar, cień, typografia, marginesy, efekty po najechaniu i kliknięciu, ikona, czy wreszcie końcowy kod odpowiedzialny za jego wykorzystanie w systemie. Dodajmy, że taki przycisk ma współgrać z innymi elementami aplikacji, których są dziesiątki, czasem setki.

I tu zaczyna się historia, którą zna każdy, kto miał okazję zetknąć się z budową systemów IT:

  • projektant UX nie zajmuje się większością wymienionych cech przycisku,
  • projektant grafiki zaprojektuje nowy wygląd przycisku do każdego z tworzonych projektów,
  • front-end developer napisze kod mnożąc rozbieżności kolejnymi własnymi decyzjami.

A to dopiero początek problemów. Pomnóżmy to przez liczbę projektów w firmie i osób przy nich pracujących, uwzględnijmy rotację pracowników i całych zespołów, presję czasu i budżetu.

Efekt? Oto zbiór przycisków do udostępniania treści w mediach społecznościowych pochodzących z tytułów jednego wydawnictwa:

Z czym mamy tu do czynienia?

Strata czasu i energii – rozwój aplikacji jest ograniczony długim czasem projektowania i developmentu.

Słaby UX – użytkownicy korzystający z wielu aplikacji tej firmy nie mają poczucia poruszania się w jednolitym ekosystemie.

Brak spójności – każdy system tej firmy wygląda i działa inaczej, nawet jeśli na pierwszy rzut oka posiada podobne elementy.

Wysokie koszty – firma wielokrotnie ponosi koszty wytworzenia tych samych rozwiązań osobno w wielu miejscach.

I tu, na białym koniu wjeżdża Design System.

W praktyce Design System to biblioteka komponentów łączących design i kod oraz wiedza, jak ich używać. Wszystko w myśl idei – zrób raz, używaj wielokrotnie.

I nie, sama biblioteka komponentów to nie DS. Sam design czy kod to nie DS. Sama wiedza to nie DS. Wszystkie te elementy muszą wystąpić i być rozwijane równocześnie jako proces i ostateczne źródło prawdy projektantów i developerów.

Dla kogo jest Design System?

Przesłanki wskazujące na potrzebę budowy Design Systemu w organizacji można sprowadzić do kilku wspólnych cech. 


Jeśli Twoja firma ma już rozbudowany ekosystem projektów IT, które zamierza rozwijać, możecie potrzebować Design Systemu. 


Jeśli Twoja firma planuje budowę nowych projektów IT, możecie potrzebować Design Systemu.

Jeśli zespoły projektantów i developerów w Twojej firmie mają problemy w komunikacji i uzyskaniu spójnych efektów swojej pracy, możecie potrzebować Design Systemu. 

Celowo używam słowa “możecie” gdyż dyskusja wokół Design Systemu to zdecydowanie bardziej złożona sprawa. W pierwszych rozmowach z naszymi klientami szczegółowo przyglądamy się portfolio jego projektów, platformom na jakich działają, technologiach w jakich są wykonane, określamy oczekiwany i możliwy poziom spójności, analizujemy strukturę i kompetencje zespołów wdrożeniowych.

Nie ma jednej uniwersalnej drogi do budowy Design Systemu. Plan będzie zależał od ekosystemu projektów IT Twojej firmy oraz celów, jakie chcesz osiągnąć.

Co zyskasz mając Design System

Stawka jest wysoka. Prawidłowo wdrożony, używany i rozwijany Design System to konkretne korzyści dla Twojego biznesu:

  1. Taniej i szybciej wytworzysz nowe projekty przez wzrost wydajności projektowania i developmentu.
  2. Oszczędzisz na rozwoju istniejących produktów, ponieważ Wasz kod będzie można wielokrotnie użyć, a prototypowanie stanie się szybkie.
  3. Ujednolicisz działanie i wygląd aplikacji w ramach firmowego ekosystemu.
  4. Zapewnisz komfort użytkownikom korzystającym z Twoich produktów, promując dobry UX i powtarzalne schematy użytkowe.

Aby nie być gołosłownym polecam Ci przejrzeć sztandarowe rozwiązania gigantów IT. Oni już od pewnego czasu udowadniają, że Design System jest znaczącym usprawnieniem ich produkcji:

Decyzja o rozpoczęciu pracy nad Design Systemem musi być poprzedzona rzetelną analizą i mieć mocne podstawy biznesowe. I właśnie do takiej dyskusji zachęcamy Twoją firmę. Czy jesteście na nią gotowi?

PS Jeśli chcesz wiedzieć więcej o Design System, odwiedź naszą stronę: https://designsystem.pl/

Hackathon lekiem na koronawirusowe problemy

Epidemia koronawirusa wywróciła życie większości firm do góry nogami. Z dnia na dzień wiele branż musiało radykalnie zmienić model dotychczasowego działania. Maksymalizację zysków zastąpiła obecnie minimalizacja strat, dlatego największe szanse na przetrwanie kryzysu mają ci, którzy najszybciej dostosują się do nowej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której nie ma czasu na długie badania, szczegółowe plany i strategie. Narzędzia muszą bowiem zostać wdrożone tu i teraz. 

W obecnej sytuacji biznes siłą rzeczy zwrócił się w kierunku rozwiązań elektronicznych. Ich przewagą nad rozwiązaniami bazującymi na urządzeniach czy sprzęcie jest fakt, że można je wytworzyć i powielić dużo szybciej, koordynując projekt całkowicie zdalnie. 

Szybciej to jednak pojęcie względne. W obu przypadkach mówimy przecież o tygodniach czy nawet miesiącach pracy. A wiadomo, że obliczu koronawirusa każdy dzień jest jednak na wagę złota. Nic więc dziwnego, że wielu przedsiębiorców ma poczucie, że jedyną opcją jest zamknięcie firmy, pożegnanie się z pracownikami i czekanie na lepsze czasy.

My mówimy – spróbuj działać. Bo rozwiązanie problemu może być na wyciągnięcie ręki. Dobrze wiedzą to twórcy idei hackathonów.

Hackathon – prototyp w 24 godziny

Hackathony to w skrócie mówiąc maratony projektowania, w których biorą udział zespoły złożone z programistów, grafików, twórców interfejsów i menedżerów projektów. Tego typu wydarzenia organizowane są na całym świecie przez firmy prywatne, różne  organizacje, a nawet władze państwowe czy lokalne. Ich istotą jest stworzenie prototypu jakiegoś rozwiązania w maksymalnie krótkim czasie – najczęściej w 24 lub 48 godzin.

Hackathony to konkursy, w których chodzi nie tylko o wypracowanie działającego systemu, który będzie można później rozwijać, ale także wyłowienie programistycznych talentów. O tym, że jest to niezwykle skuteczna metoda, może świadczyć fakt, że swoje maratony z chęcią organizują światowi giganci – Coca-Cola, Samsung, McDonald’s, Ford czy Toyota. Niektórzy uczestnicy wychodzą z nich z nagrodą pieniężną oraz… ofertą nowej pracy. 

Co ciekawe, jako użytkownicy nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak często narzędzie, program czy funkcja, z których właśnie korzystamy, powstały na hackathonie. Lubisz oznaczać znajomych pod śmiesznymi memami na Facebooku? Stosujesz nakładki na zdjęcie profilowe? Znasz GroupMe czy Workflow? To tylko niewielka część przykładów zwycięskich projektów, których pierwsze wersje powstały w niecały weekend. 

Zaraz, zaraz, ale jak to się ma do mojej firmy?

W obecnej sytuacji oczywiście nie zachęcamy nikogo do organizowania hackathonu. Chodzi nam bardziej o pokazanie pewnego sposobu myślenia o szukaniu rozwiązań dla bieżących problemów. W maratonach projektowania liczy się bowiem odwaga, pomysł, elastyczność i gotowość do improwizacji. Hackathon ma w sobie coś z zabawy, ale w realnym życiu stawka w grze jest bardzo wysoka – od tego może bowiem zależeć przyszłość naszego biznesu.  

Od czego więc zacząć pracę w trybie hackathonu? Najpierw musimy zidentyfikować i opisać proces, który chcemy usprawnić lub wdrożyć. Może to być cokolwiek, np.:

  • Jak usprawnić obsługę klientów, aby jednego dnia zrealizować więcej zamówień?
  • Jak zoptymalizować pracę zespołu?
  • Jak wdrożyć zamówienia online?

Przy czym należy pamiętać o podstawowej zasadzie. Aby projekt powstał szybko, potrzebne są pewne kompromisy. Gdzie szukać oszczędności (czasowych i finansowych)?:

  • Rozwiązanie nie musi być ani “piękne”, ani zgodne z identyfikacją wizualną firmy. Ma być przede wszystkim funkcjonalne i proste w obsłudze. Na dopracowywanie szczegółów przyjdzie odpowiednia pora.
  • Warto wybrać technologię, która jest w zasięgu naszych możliwości finansowych – nawet tę najtańszą. Chodzi przecież o uruchomienie narzędzia w sytuacji kryzysu.  
  • Dobrze jest maksymalnie zawęzić grono decyzyjne – w ten sposób nie będziemy rozwlekać pracy w czasie. Jakakolwiek decyzja jest lepsza niż trwanie w zawieszeniu. 
  • Na początku należy przetestować rozwiązanie na małej skali odbiorców – w ten sposób sprawdzimy poprawność działania i swoich wstępnych założeń.
  • Wystarczy, że przygotujemy tylko niezbędną, minimalną dokumentację.

Jak to może wyglądać w praktyce? Weźmy za przykład sklep spożywczy, pod którym przez wprowadzenie limitów klientów, tworzą się długie kolejki. Jego właściciele wpadli na pomysł wprowadzenia opcji zakupów z dowozem w obrębie miasta. W takiej sytuacji nie muszą porywać się na wielki e-commerce – swoją rolę w stu procentach spełni prosty sklep online w modelu click and collect z 50 najpopularniejszymi produktami pierwszej potrzeby. 

Idźmy jednak dalej. Pod sklepem stoi paczkomat. Może wystarczy więc złożyć zamówienie, a pracownicy samodzielnie skrócą proces logistyczny, wkładając zamówiony towar do odpowiedniej skrytki? A szafki na plecaki i torby? Dlaczego nie stworzyć z nich wewnętrznego “paczkomatu” do darmowego odbioru zakupów? 

Ciekawym przykładem jest rozwiązanie wprowadzone przez sieć hipermarketów Auchan, które maksymalnie upraszcza proces zakupów online – przez ich prostą stronę można zamówić gotowe zestawy zakupów. Dzięki tej decyzji nie trzeba wdrażać sklepu internetowego, integrować płatności online, wprowadzać towarów, cen i stanów magazynowych. Kompletowanie takich zakupów także można w znaczący sposób zoptymalizować, mamy bowiem ograniczoną listę produktów. Odbiór odbywa się w wybranym sklepie, z płatnością kartą po podaniu wcześniej ustalonego kodu.

Burza mózgów w gronie pracowników pomoże zespołowi wygenerować więcej podobnych pomysłów na przetrwanie trudnego okresu. Niektóre z nich będą nietrafione, ale być może znajdzie się jeden, dzięki któremu firma odniesie zwycięstwo albo przynajmniej zminimalizuje straty.  

A jeśli chcesz wiedzieć więcej o “hackhathonowym” sposobie rozwiązywania problemów, odezwij się do nas. Porozmawiamy o tym, jak już dziś możesz pomóc swojemu biznesowi.

99 pytań o e-commerce, które zadają nam klienci w trakcie kryzysu – cz. 1

Kryzys wyzwala ruch płyt tektonicznych. Jednym grunt zapada się pod stopami, innych proces górotwórczy wynosi na wyżyny. Bez względu na czas i miejsce, pytania klientów mają podobną treść i źródło – zwykle chodzi o zwiększenie sprzedaży, wydajność, optymalizację procesów w biznesie i bezpieczeństwo. W obecnej sytuacji treść tych pytań zyskuje jednak nowy wyraz.

To pierwsza część pytań klientów i odpowiedzi specjalistów Autentiki i WellCommerce. Będziemy rozwijać ten wątek sukcesywnie, by pokazać, że wybór platformy e-commerce to strategiczna decyzja, która powinna uwzględniać nie tylko koszt wdrożenia “tu i teraz”, ale przede wszystkim jakość wykonania platformy, zakres funkcji, gwarancję i poziom wiedzy zespołu, z którym wiążemy się na wiele kolejnych lat. 

Na początek multi-store i integracja z Comarch Optima. Zapraszamy.

* * *

Działamy w wielu krajach, w oparciu o lokalne magazyny i koszty operacyjne. Potrzebujemy zmieniać ceny produktów w zależności od państwa, a nie języka użytkownika. Jak to osiągnąć?

Zakładając, że dostęp do systemu będzie uzależniony od kraju, w którym działa administrator, najlepszym rozwiązaniem jest wykorzystanie wbudowanego w systemie WellCommerce trybu multi-store

Pozwala on właścicielowi systemu zdefiniować dowolną liczbę sklepów (każdy sklep pod inną domeną internetową) i dla każdego z nich określić inne formy wysyłki, formy płatności i pozostałe kluczowe elementy konfiguracji. Jest to możliwe, gdyż system WellCommerce nawet przy jednym sklepie działa w trybie multi-store. To podstawowy i najważniejszy moduł oprogramowania.

Zarządzanie cenami produktów w zależności od kraju jest możliwe do wykonania z wykorzystaniem modułu magazynów – możemy określić dowolną liczbę magazynów i niezależne ceny dla każdego z nich.

Korzystając z tej opcji, po stronie produktów wystarczy wskazać, w jakich magazynach występują. Jednocześnie dany magazyn zostaje podpięty pod konkretny sklep, dzięki czemu stosowane w nim ceny i stany magazynowe brane są z jego ustawień.

Zobacz przykład: https://nimb.ws/8OtAfS

Taki wariant działania jest obecnie stosowany w sklepach katherine.pl oraz vezzi.pl – są to dwa sklepy w trybie multi-store, przy czym mimo częściowo wspólnego asortymentu, polityka cenowa kształtowana jest w nich niezależnie.

* * *

Co w sytuacji, gdy mój sklep działa w wielu krajach i potrzebuję, by administrator przykładowo w Austrii, widział tylko produkty i zamówienia z Austrii. Dotyczy to również stanów magazynowych i obrotów.

Jeżeli wykorzystamy tryb multi-store oraz założymy, że jeden kraj ma przypisany jeden sklep, to wszelkie informacje w panelu będą filtrowane po aktywnym sklepie, a administrator będzie mógł przełączać się dowolnie pomiędzy sklepami, do których ma dostęp. 

W ramach funkcji multi-store najważniejsze elementy systemu mają oznaczenie, w którym sklepie występują. Dotyczy to przede wszystkim modułu produktów, kategorii, form wysyłki i płatności, zamówień, klientów, raportów, kuponów, stron standardowych. W trybie multi-store w panelu administracyjnym widoczne są tylko dane przeznaczone dla danego sklepu.

* * *

Jeśli chodzi o system magazynowy, to korzystamy z modułu Handel w Comarch ERP Optima. W planach mamy wykonane API, ale może dysponujecie Państwo potrzebnym rozwiązaniem?

Mamy autorską integrację systemu WellCommerce z systemem Comarch ERP Optima, działającą z powodzeniem w sklepach charakteryzujących się szerokim asortymentem i wysokimi obrotami. Obejmuje ona synchronizację kartotek towarowych, przekazywanie zamówień do Optima (PA, FA) oraz zwrotną synchronizację do sklepu dla utworzonych dokumentów.

* * *

Czy istnieje możliwość niezależnego wykorzystania Państwa obustronnej integracji WellCommerce i Comarch ERP Optima w naszym systemie zarządzania zamówieniami? Tutaj odbywa się obsługa zamówień złożonych za pośrednictwem różnych kanałów sprzedaży online i offline.

Tak, jest to możliwe do wykonania na dwa sposoby:

1) poprzez podłączenie integratora bezpośrednio do systemu zarządzania zamówieniami. Integrator to nasze autorskie rozwiązanie i możemy w nim wprowadzać dowolne zmiany, ale również wykorzystać go do integracji innych systemów.

2) poprzez zintegrowanie systemu zarządzania zamówieniami z WellCommerce za pośrednictwem API. Oprogramowanie posiada pełną obsługę naszego integratora, więc wszystkie zamówienia przekazane do sklepu trafią również do Comarch ERP Optima.

* * *

Czy w wypadku skorzystania z pierwszego wariantu, udostępniacie dokumentację lub przykłady żądania i odpowiedzi, do których OMS należałoby dostosować?

Oczywiście, udostępniamy wszelkie potrzebne informacje i zapewniamy wsparcie dla osób zajmujących się taką integracją. W przypadku integracji z Comarch ERP Optima wykorzystywane są w praktyce tylko dwa end-pointy:

1) dla pobrania listy zamówień. 

Zadaniem systemu obsługi zamówień będzie zapisanie informacji, że dane zamówienie zostało już zsynchronizowane (wysyłamy takie informacje na drugi end-point po dodaniu zamówienia w Comarch ERP Optima) i zwracanie tylko listy zamówień do przetworzenia. 

Ze względów wydajnościowych po stronie Comarch ERP Optima nie jest możliwa synchronizacja więcej niż 100 zamówień w cyklach co 5 minut.

Jesteśmy w stanie wymuszać tworzenie dokumentów w Comarch ERP Optima w różnych seriach numeracji.

2) dla aktualizacji zamówień.

Synchronizator po przetworzeniu zamówień w Comarch ERP Optima odsyła do sklepu/systemu obsługi zamówień tablicę wieloelementową zawierającą w sobie tylko:

  • number – numer zamówienia 
  • documentNumber – numer dokumentu w Optima

Na tej podstawie dane zamówienie oznaczane jest jako zsynchronizowane, aby nie było już na liście do pobrania. Możliwe jest również dodanie przy nim numeru dokumentu powiązanego w Comarch ERP Optima.

—————————————————————-

WellCommerce to platforma e-commerce dla wymagających klientów, oczekujących od systemu szczególnej wydajności, elastyczności i możliwości integracyjnych. Platforma posiada w standardzie wiele funkcji przydatnych do prowadzenia dynamicznej, zakrojonej na szeroką skalę sprzedaży online.

WellCommerce należy do Grupy Autentika.

Więcej na www.wellcommerce.pl.

Czym dziś jest aplikacja mobilna?

Technologii tworzenia aplikacji mobilnych jest naprawdę wiele. Co ciekawe, nawet specjaliści z branży IT nie zawsze mogą wskazać na najważniejsze różnice między nimi. To powoduje, że wybór optymalnego rozwiązania dla danego projektu bywa niezwykle trudny. 

Czym są aplikacje mobilne? Odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka oczywista. My stawiamy tezę, że aplikacją mobilną jest wszystko to, co możemy pobrać ze sklepu App Store i Google Play. Do tego zestawienia wchodzą więc technologie natywne (Android, iOS) oraz Flutter i React Native jako frameworki wieloplatformowe (co oznacza, że na obie platformy pisze się “jeden kod”). 

A co z całą resztą, czyli np. RWD, AMP, PWA? Te technologie można porównać do “www na sterydach”. Dlaczego?

Strony responsywne to nie aplikacje

RWD (responsive web design) to po prostu technika projektowania strony www, tak aby była wygodna w użytkowaniu na różnych urządzeniach, w tym mobilnych. 

Podobnie AMP (accelerated mobile pages), które są stronami responsywnymi, zoptymalizowanymi pod możliwie najszybsze ładowanie na komórce, nawet przy słabym łączu. Dla większej szybkości trzymane są jako “kopie” (cache) na zewnętrznej infrastrukturze, np. Google. 

Przy PWA zatrzymajmy się na nieco dłużej.

PWA – w jaki sposób “udaje” aplikację mobilną?

PWA (progressive web app) to witryna internetowa, która najbardziej naśladuje aplikację natywną. Najczęściej podawanym przykładem jest tu twitter.com. 

PWA dodane na pulpit telefonu mogą odpalać się w trybie pełnoekranowym, a uruchomiona w ten sposób aplikacja ma własny wątek w zasobach systemowych urządzenia.

Najprostsza wersja PWA to zwykła witryna wyposażona w wymagane rozszerzenia. Jeśli aplikacja funkcjonuje jako Single Page Application (np. stworzona w React, Vue), wygodą użytkowania dorównuje tym natywnym, a dzięki komunikacji przez API może być niezależna też od backendu.

Zalety PWA:

  • Optymalizacja szybkości – service workery zapewniają komfortowy cache kluczowych danych, przyspieszając jednocześnie serwis. To wygoda użytkownika, ale też lepsze wyniki SEO (szybkość witryny jest jednym z ważniejszych czynników dla pozycjonowania). 
  • Obsługa trybu offline – odpowiednio przygotowana aplikacja będzie mogła działać bez dostępu do sieci, a wyniki swojej pracy prześle po przywróceniu połączenia.
  • Brak konieczności aktualizacji ze strony użytkownika – zawsze korzysta on z najświeższej wersji aplikacji.
  • Możliwość używania ulubionych narzędzi analitycznych – PWA to witryna internetowa, więc możliwe jest śledzenie zdarzeń, np. przez Google Analytics. 
  • Multiplatformowość – aplikacja tworzona jest pod wszystkie systemy operacyjne jednocześnie. Może też pracować jako aplikacja desktop, jeśli na komputerze znajduje się Chrome. 

W jakich przypadkach rozważyć PWA? Przede wszystkim wszędzie tam, gdzie aplikacja nie wymaga użycia funkcji dostępnych tylko dla aplikacji natywnych (np. powiadomień push). Co ważne, sukcesywnie powstają kolejne Web APIs, które rozszerzają możliwości PWA, np. obsługa wibracji, bluetooth, webrtc (połączenia wideo), dostęp do stanu baterii czy połączenia  internetowego. 

Dzięki takim możliwościom aplikacja może reagować i współgrać ze swoim otoczeniem. Dla przykładu – pokazać informację o kończącej się baterii czy słabym połączeniu internetowym. W bardziej zaawansowanych przypadkach może sterować urządzeniami bluetooth czy służyć do komunikacji wideo.

Podstawową wadą PWA jest natomiast to, że iOS nadal słabo radzi sobie z service-workerami.

Czego nie dadzą ci “www na sterydach”, a co dostaniesz dzięki aplikacji natywnej?

Jak widać, opisane wyżej technologie mają swoje ograniczenia i nie zapewniają nam wszystkich funkcji. Jakie są więc najważniejsze zalety aplikacji natywnych? 

  • Ogólna płynność działania – odczuwalna głównie dla końcowego użytkownika.
  • Pełny dostęp do zasobów telefonu – możliwość wykorzystania aparatu, mikrofonu, NFC.
  • Możliwa integracja z usługami systemowymi i zainstalowanymi aplikacjami – pozwala, np. na korzystanie z wbudowanych w system mechanizmów płatności, dodawanie i odczytywanie zdjęć z pamięci telefonu, udostępnianie plików między aplikacjami.
  • Łączność bluetooth – zapewnia obsługę urządzeń “smart” (medycznych, fitness, multimediów itp.).
  • Wygoda instalacji – użytkownicy są przyzwyczajeni do pobierania aplikacji ze sklepów, mają zaufanie do tych platform.
  • Widgety – przypięte do głównego ekranu telefonu umożliwiają podgląd danych bez uruchamiania aplikacji lub zapewniają szybszy dostęp do konkretnych jej funkcji.
  • Dojrzałość technologii – jest to znacznie bardziej “dojrzała” technologia niż PWA, co dla wielu firm jest istotnym kryterium wyboru.

Czas decyzji – co warto wziąć pod uwagę? 

Wybór odpowiedniej technologii odbywa się po przeanalizowaniu założeń danego projektu i celu, jaki ma on realizować. Nie zawsze musi być bowiem tak, że potrzebujemy aplikacji natywnej. Oto kilka konkretnych przykładów dla zobrazowania problemu: 

  • Jeśli potrzebujemy czegoś, co spełni funkcje marketingowo-informacyjne, a ponadto będzie służyło SEO, powinniśmy skupić się na stworzeniu solidnej witryny RWD i pomyśleć nad dodaniem mechanizmu AMP dla szybkiego ładowania treści na smartfonach.

  • Jeśli nasz projekt spełnia kryteria aplikacji mobilnej i chcemy go zwalidować przy ograniczonym budżecie, możemy pomyśleć nad przygotowaniem MVP w technologii Flutter. Dzięki temu w krótkim czasie będziemy mieć aplikację na obie platformy.
  • Jeśli jesteśmy gotowi stworzyć bezkompromisową aplikację mobilną, gdzie priorytetem jest skalowalność, możliwość ciągłego rozwoju i rozbudowy, wybierzmy aplikacje natywne pisane osobno pod każdą z platform. 
  • Jeśli mamy do wdrożenia system dużej skali, np. do wewnętrznego użytku w firmie, PWA może być dobrym wyjściem. Sprawdzi się on w sytuacji, gdy system ma setki różnych modułów, dla których stworzenie technologii natywnej wiązałoby się z ogromnymi kosztami.

W Autentice nasi klienci nie muszą jednak podejmować tego typu decyzji samodzielnie. Nie wiesz, która technologia będzie odpowiednia dla Twojego projektu? Skontaktuj się z nami!

Pięciu klientów, którzy w Autentice dostają najwięcej. I nie tylko w Autentice

Kiedyś uważałem, że szukamy projektów, które od pierwszego dnia dadzą naszemu zespołowi ponadprzeciętną motywację do pracy. Dziś myślę, że to klient, a nie sam projekt, jest podstawą  udanego przedsięwzięcia.

Przez prawie 15 lat Autentiki pracowaliśmy chyba ze wszystkimi typami klientów. Bywało fajnie, bywało trudno. Śmialiśmy się i stresowaliśmy. Wierzę, że niemal z każdym można osiągnąć planowany efekt, wystarczy słuchać i dopasować zasady współpracy do postawionych warunków. Jednak są klienci, którzy zwyczajnie dostają od nas więcej. Bez przymusu, umów, wielkich budżetów czy znanej marki. Ot tak, po prostu? Nie do końca, bo oni…

Zaufali nam

Klient #1 – E-commerce branży kosmetycznej. “Dobra, już wiemy, że jesteśmy w dobrych rękach. To jak to robimy?” Te słowa kończące pierwszy warsztat ustawiły w zasadzie całą współpracę. Poczuliśmy, że Ci ludzie powierzyli nam ważną część przyszłości swojej firmy.

O ile pozostałe punkty ustawiłem w przypadkowej kolejności, to zaufanie musiało trafić na pierwsze miejsce. To nasz główny motor napędowy. Moment, w którym klient zamienia obawę w wyraźną ulgę i zaprasza nas do partnerskiej rozmowy wyzwala w nas zdrową współodpowiedzialność za los jego planu. Widząc, że nam naprawdę wierzy, czujemy się w obowiązku wspierać go w najlepszy możliwy sposób. 

A co z zagrożeniem, że brak kota to przyzwolenie na mysie harce? Zauważyłem wielokrotnie, że w takich sytuacjach nasz zespół wytwarza własne bezpieczniki. Aby samodzielnie utrzymać jakość na wysokim poziomie, ludzie zaczynają o wiele bardziej krytycznie patrzeć na efekty swojej pracy. Wiedząc, że klient z ufnością zaakceptuje nasze rekomendacje, zwykła przyzwoitość i profesjonalizm czynią z nas wymagających recenzentów. Nierzadko projekty po szczegółowych testach wewnętrznych wracają od klienta z akceptacją nawet bez jednego zgłoszonego problemu. Więc tak, to działa.

Nauczyli nas

Klient#2 – aplikacja mobilna dla kurierów. “Tu macie wymagania biznesowe. Nazwy, procesy będą dla Was zagadką, ale po kolei Wam to wytłumaczymy”. I rzeczywiście, czytając o pickupach, gwarantach i COD poczuliśmy się jak w obcym kraju. Dosłownie dwa spotkania później sami składaliśmy rekomendacje i pomysły usprawnień.

Uwielbiamy uczyć się od innych. Możliwość wejścia w nową branżę i poznania jej tajników to miły przywilej pracy w software house. Wielokrotnie widzieliśmy zaskoczenie w oczach klienta, gdy staraliśmy się poznać jego firmę w stopniu wykraczającym poza mimimum do jakiego przyzwyczaili go inni dostawcy. Nie wyobrażamy sobie projektować, tworzyć systemy, które nie są mocno osadzone w realiach danego rynku. Cierpliwość i zrozumienie klienta, wraca do niego w postaci wysokiej jakości naszych rozwiązań, często przekraczających jego początkowe oczekiwania.

Ale nie chodzi tylko o branżową wiedzę. Managerowie po stronie zamawiającego często mimowolnie uczą nas swoich sposobów zarządzania, koordynacji prac. Do dziś utkwił mi na przykład termin “over-communicate”, którym klient określał swoją potrzebę bycia doinformowanym ponad zwyczajowe standardy. Dziś o wiele łatwiej jest nam wyczuć i zaadresować podobne oczekiwanie.

Zaangażowali się

Klient #3 – katalog producenta maszyn do szycia. “45 minut nie odpisuje, może coś tam się stało?” Trochę żartobliwie, ale z nieustającym podziwem komentowaliśmy “przestój” w korespondencji z klientem, który przeważnie odpisywał w ciągu kwadransa.

Zaangażowany klient to skarb. I wbrew powyższej anegdocie nie chodzi o czas odpowiedzi. OK, też, ale to już super komfort, nie warunek konieczny. Ważniejsze jest “bycie w projekcie”, zainteresowanie, traktowanie go jako istotnej części swojej odpowiedzialności. Poczucie, że zamawiającemu szczerze zależy na efekcie naszej pracy i nie jest to przykra “wrzutka” od przełożonego, mocno nas dopinguje.

Nasze doświadczenia mówią, że decyzyjność, rozumiana jako szybka recenzja, akceptacja, wybór opcji to w praktyce oszczędność 20-30% czasu przeznaczonego na projekt.

Kontakt, dostępność terminów spotkań, gotowość szybkich konsultacji online – to wszystko wpływa na dynamikę postępu prac i zachęca zespół projektowy do dotrzymywania tempa nadanego przez klienta.

Byli fair

Klient #4 – marketplace, branża turystyczna. “Dzięki, że nie odpuściliście do końca, czekamy na fakturę za Wasz dodatkowy czas”. W gorącym (bardzo!) okresie premiery wzięliśmy na siebie rzeczy spoza uzgodnionego zakresu prac. Zrobilibyśmy to ponownie, tym bardziej, że nie patrząc na umowę, klient docenił nasze zaangażowanie. A przecież nie musiał, prawda?

Biznes to relacje ludzi. Marki wpisane w międzyfirmowe umowy to tylko naklejki. Codzienna współpraca to komunikacja i decyzje podejmowane pomiędzy paroma osobami po naszej i klienta stronie. I naprawdę nie ma znaczenia wielkość firmy. Jednoosobowa działalność, międzynarodowa korporacja – i tu i tu pracujemy po prostu z ludźmi.

Biorąc pod uwagę skalę naszych klientów, jesteśmy jak mrówka przy słoniu. Bo czym jest dwudziestoosobowy software house w porównaniu do ogromu Wirtualnej Polski, TVNu czy DPD? A jednak mamy poczucie, że traktuje się nas z szacunkiem, uczciwie i na partnerskich zasadach.

My z kolei działamy według autorskiej dewizy “Bądź dwa razy bardziej fair niż klient”. Wynik tego równania jest łatwy do przewidzenia. Klient dostaje partnera, który zwyczajnie go nie zawiedzie. 

Rzucili nam wyzwanie

Klient #5 – serwis contentowy o tematyce zdrowotnej. “My się nie będziemy wtrącać, ale za 3 miesiące musi być premiera.” Brzmi jak wyzwanie? Przytrzymaj mi…

Cel, który wydaje się niemożliwy do osiągnięcia, potrafi wyzwolić nową energię w naszym zespole. I nie, nie oznacza to, że w błogiej naiwności porwiemy się z motyką na dowolny księżyc. Jeśli jednak zobaczymy nawet małą szansę powodzenia, postaramy się wokół niej zbudować najbardziej prawdopodobny scenariusz sukcesu. Przeprowadzimy badania, testy, projekty proof-of-concept, wszystko co może urealnić dojście do pożądanego stanu. I jeśli tylko zdrowy rozsądek podpowiada nam, że to naprawdę może się udać, po prostu to zrobimy.

Widziałem już problemy w projektach, które wymagały tytanicznego wysiłku. Mierzyliśmy się z zagadnieniami, których rozwiązanie znajdowaliśmy dopiero wśród największych autorytetów danej dziedziny. Wielokrotnie uczestniczyliśmy w projektach pionierskich, przy których analiza porównawcza rynku  kończyła się pustą kartką z powodu braku podobnych rozwiązań. Tak, to wszystko powodowało, że musieliśmy więcej. I chcieliśmy. I robiliśmy.

PS

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń opisanych w tym artykule jest w pełni zamierzone. Klienci, dziękujemy! Jesteśmy Wam wdzięczni, że powyższe historie to w zasadzie praktyka Autentiki, a nie wyjątki.

Analityka internetowa – poświęć nam 5 minut, a przekonamy Cię, dlaczego warto zainwestować w badania

Wyobraź sobie, że od dziś lekarze nie mogą zlecać pacjentom żadnych badań medycznych. Mają do dyspozycji jedynie wywiad z chorym, listę jego objawów i własne doświadczenie. Łatwo przewidzieć, że skuteczność ich działań mocno spadnie. Co więcej, błędne diagnozy nierzadko będą kosztować pacjentów życie. 

W świecie medycyny ta wizja brzmi jak absurd. Ale gdy odniesiemy to do rzeczywistości biznesu, to okaże się, że wiele firm nadal przy podejmowaniu ważnych decyzji, zamiast polegać na mierzalnych danych, kieruje się jedynie intuicją. A przecież wiadomo, że w internecie nawet jeden niewłaściwy krok może mieć wpływ na wynik finansowy. Na domiar złego bez zaawansowanej analityki, często nawet nie wiemy, gdzie popełniliśmy błąd. Jak więc mielibyśmy go poprawić?

Jeśli właśnie pomyślałeś sobie, że mnie ten problem nie dotyczy, bo przecież podpiąłem Google Analytics, mamy ważną wiadomość. To narzędzie to dopiero początek…

Korzyści dla biznesu 

Zanim przejdziemy do wyjaśniania, jak krok po kroku przebiega taki proces badawczy, chcemy przedstawić korzyści, które analityka internetowa przynosi firmie. 

Peter Drucker powiedział kiedyś, że “jeśli nie możesz czegoś zmierzyć, nie możesz tym zarządzać”. I miał facet sporo racji, bo bez systematycznego zbierania i analizowania danych, ciężko jest ocenić skuteczność działań online i kampanii marketingowych. Poprawnie przeprowadzony proces badawczy ogranicza ponadto możliwość popełnienia błędów w przyszłości i zmniejsza ryzyko porażki. 

Dzięki różnym narzędziom możemy na przykład mierzyć ruch na stronie, podpatrywać przepływ pomiędzy poszczególnymi urządzeniami (komputerami, tabletami i smartfonami) czy śledzić ścieżkę użytkowników – od kliknięcia w reklamę, przez zaangażowanie w treść witryny, aż po konwersję. 

Posiadając takie informacje, łatwiej jest zidentyfikować słabe punkty taktyki biznesowej, proces i problemy, z którymi użytkownicy zmagają się podczas korzystania z naszego serwisu. 

Dane są więc kluczem do zrozumienia zachowań odbiorców, a odpowiednio uporządkowane, mogą stać się naszym przewodnikiem ku skutecznej maksymalizacji efektów sprzedażowych. A mówiąc po ludzku, wyciągając z nich wnioski i realizując konkretne działania, zwiększamy szanse firmy na wyższe zyski. 

Kto skorzysta na wdrożeniu analityki?  

Każda firma ma swoją specyfikę, ale wszystkie łączy ten sam cel – wynik finansowy. Doprowadzony do perfekcji, cykliczny proces badawczy pozwala nie tylko uniknąć błędów, ale także zaoszczędzić czas i wykorzystywać nowe okazje biznesowe. Praktycznie każdy projekt online, może skorzystać na wdrożeniu analityki: 

  • E-commerce – analiza danych to pierwszy krok w stronę zwiększenia sprzedaży, obniżenia kosztów pozyskania klienta (CAC), a także maksymalizacji LTV (lifetime value)
  • Serwisy contentowe – dzięki analityce możemy optymalizować siatki reklamowe, podnosić zaangażowanie czytelnika czy mierzyć efektywność pracy redakcji.
  • Lead generation – za sprawą badań możemy dążyć do maksymalizacji procesów leadowych, a nawet włączyć do pomiarów kanały offline (np. telefon).
  • Aplikacje webowe b2b – poszczególne narzędzia analityczne pozwalają na optymalizację procesów biznesowych realizowanych w systemie, a także na pomiar aktywności użytkowników.
  • Aplikacje mobilne – dzięki analizie danych pochodzących z aplikacji iOS i Android możliwa jest optymalizacja efektywności ścieżek użytkownika.

Proces analityczny krok po kroku 

W Autentice wypracowaliśmy własny proces badawczy, który zamyka się w 5 krokach. Co ważne, nasz analityk zawsze współpracuje z  projektantem UX, a to z reguły przynosi świetne efekty. 

Krok 1. Audyt

Na początku współpracy z klientem analizujemy obecną konfigurację narzędzi analitycznych. Zwinnie poruszamy się po ekosystemie analitycznym Google (Google Analytics, Analytics 360, Google Tag Manager, Data Studio, Optimize, Google BigQuery), ale także Hotjar czy Crazyegg. 

To daje nam orientację, w którym punkcie znajduje się firma, jak do tej pory mierzyła efektywność swoich działań oraz jakie były mocne i słabe strony tego procesu. 

Krok 2. Zaawansowana analityka    

W drugim kroku wkraczamy do akcji, starając się w jak najmniejszym stopniu angażować zasoby IT klienta. Na tym etapie skupiamy się na konfiguracji narzędzi analitycznych, aby przynosiły nam możliwie pełne i wiarygodne dane. Wykorzystujemy do tego m.in. Google Tag Manager oraz zaawansowane skrypty. Każde wdrożenie jest inne, dlatego do wyboru metod i sposobów działania zawsze podchodzimy indywidualnie.

Krok 3. Opieka i raportowanie cykliczne  

Każda firma, która powierzy nam swoją analitykę, otrzymuje od nas czytelne raporty przedstawiające bieżące wyniki kluczowych parametrów. Metryki, jakie przygotowujemy, bazują na LTV (lifetime value) czy CAC (koszt pozyskania klienta). Pamiętamy przy tym o zachowaniu użytkowników na stronie i retencji. 

Krok 4. Rekomendacje

Zebrane dane służą nam do wychwytywania słabych punktów procesu oraz przygotowywania rekomendacji zmian w sferze technicznej i UX (User Experience). Dużą rolę odgrywa tu projektant UX, który hipotezy badawcze może zamienić na propozycje nowych rozwiązań do testów. Niejednokrotnie wyniki dają też do myślenia zespołowi developerów, który szuka możliwości optymalizacji, np. przyspieszenia działania newralgicznych punktów systemu.

Krok 5. Optymalizacja 

Na koniec cyklu przychodzi czas na wdrażanie zmian w celu osiągnięcia założonych KPI, czyli kluczowych wskaźników efektywności. W tym procesie wykorzystujemy np. testy A/B/X. Finalnie, twarde dane decydują, która opcja zostanie wdrożona do oficjalnej wersji projektu.  Oczywiście dana wersja jest nadal badana w celu potwierdzenia liczb w pełnej skali ruchu.

***

Warto na koniec zaznaczyć, że usługa analityczna jest procesem ciągłym, realizowanym najczęściej w miesięcznych cyklach. Wszystkie jej elementy są elastyczne i skrojone do aktualnej sytuacji danej firmy oraz jej specyficznych potrzeb. W Autentice wierzymy, że przy prowadzeniu biznesu nie opłaca się zostawiać miejsca na przypadki. Jeśli chcesz, damy Ci na to konkretne dowody. 

11 sposobów na optymalizację Twojego serwisu

„Wiedz, że coś się dzieje”. Korzystając ze średniowiecznej nomenklatury – to tak jakbyś wystawił w bój wojownika w pięknej ceremonialnej zbroi, ale zapomniał o tym, że trzeba go uzbroić w miecz, tarczę, topór, hełm, etc. Jego losy na polu bitwy byłyby raczej przesądzone. 

Optymalizacja, głupcze

Każda strona musi być poddawana stałej optymalizacji, by była atrakcyjna dla użytkowników. Trików, które są znane i powszechnie stosowane jest sporo, jednak wolę zająć się tymi mniej popularnymi. Zapominam chwilowo o optymalizacji obrazków czy redukcji kodu Java Script oraz CSS. Skupię się na rzadziej stosowanych, często pomijanych trikach, które ulepszą serwis WWW, zwiększą jego prędkość, poprawiają UX (User Experience), SEO (Search Engine Optimization) oraz wydajność.

1. Zainstaluj mod_pagespeed

Mod_pagespeed ma to do siebie, że część prac związanych z optymalizacją serwisu bierze na siebie. Co to oznacza w praktyce? Nie więcej niż to, że analizę przeprowadza automatycznie. Moduł, poza analizą, wprowadza modyfikacje, które istotnie wpływają na wydajność strony WWW. W rezultacie pagespeed kompresuje obrazy, zmniejsza wielkość plików Java Script oraz ogranicza liczbę zapytań http. Warto sprawdzić, jak zachowuje się strona po jego wdrożeniu. Może się zdarzyć, że w wyniku konwersji dokonywanych przez dodatek, kod Java Script nieco się zmodyfikował. Wtedy należy wyłączyć odpowiedni filtr lub dokonać odpowiedniej modyfikacji, która rozwiąże problem. Można wyłączyć każdy z filtrów, który wpływa na kod.

Zdarza się, że nie ma możliwości zainstalowania modułu. Wówczas trzeba skorzystać z PageSpeed Insights, podać domenę i sprawdzić, jakie obszary powinny zostać zoptymalizowane. Najlepiej wykonać każdą optymalizacje jaką zasugeruje test.

2. Wykorzystuj tagi Open Graph

Tagi Open Graph to nic innego, jak wyższa jakość ekspozycji Twojego serwisu w mediach społecznościowych. Jeśli korzystasz z tagów Open Graph, udostępnione linki na Facebooku, które prowadzą do Twojego serwisu zyskują znacznie na atrakcyjności, mają wartość reklamową. Warto też przetestować, jak wyglądają udostępniane treści na Facebooku. Przede wszystkim dotyczy to grafiki. Musi być ona odpowiednio duża. Minimalny rozmiar zdjęcia, który będzie się dobrze prezentował to 1200 x 630px.Warto też zgłębić dobre praktyki przekazywania zdjęć Facebookowi. Ciekawostką jest, że Facebook przy pierwszym udostępnieniu adresu URL nie wygeneruje miniatury, dopiero drugie udostępnienie spowoduje pokazanie się obrazka. Drugą interesującą rzeczą jest to, że jeśli użyłeś złego obrazka lub chcesz zmienić treść opisu – nie musisz czekać do następnego dnia, by uwidocznić zmiany wystarczy odświeżyć stronę, korzystając z odpowiedniego narzędzia.

Jeśli posiadasz sklep na silniku opensourcowym (Prestashop, Magento) lub serwis postawiony na WordPressie, warto poszukać darmowe wtyczki, które automatycznie osadzą tagi Open Graph.

3. Pomóż wyszukiwarkom – wykorzystaj mikroformaty

Odnoszę wrażenie, graniczące z pewnością, że bardzo wiele serwisów nie korzysta z tej formy optymalizacji. Intuicja podpowiada mi, że jest to wynikiem braku wiedzy, że w dalszym ciągu pozostawiamy rezultat tego, jak wyświetla się nasza strona w wynikach wyszukiwania „losowi”. Oznacza to, że w Google wyświetla się tylko to, co jest w atrybucie title, link i meta description. A na tym polu można osiągnąć znacznie więcej. W Google można udostępnić dane kontaktowe, wyszukiwarkę, oceny punktowe i ilość opinii, ceny, etc. Wówczas linki prowadzące do Twojej strony będą o wiele atrakcyjniejsze, w rezultacie zwiększysz ruch na stronie. W zależności od tego, z jakiego sektora rynku jesteś możesz, odpowiednio dopasować elementy najlepiej pasujące do profilu działalności.Zależy Ci na tym, by logo, kontakt bezpośredni lub odnośniki do mediów społecznościowych pojawiły w wyszukiwarce, dodaj odpowiedni kod.Jeśli prowadzisz sklep internetowy, wzbogać wyniki wyszukiwania o ceny, opinie, gwiazdki i informacje, że towar jest na stanie. Breadcrumbsy też mogą pojawić się bezpośrednio w Google. Pamiętaj, każdą nowo wprowadzoną funkcje należy testować. Nie inaczej rzecz się ma z mikroformatami. Nie musisz czekać aż googlebot zindeksuje świeżo wprowadzone dane, każdą rzecz możesz przetestować odpowiednim narzędziem

4. Udostępnij stronicowaną treść googlebotowi

Jeśli Twoja strona korzysta ze stronicowania odpowiednio dla linków „poprzedni / następny” koniecznie udostępnij ją robotowi Google. Zastosuj w tym celu atrybut rel=”prev” i rel=”next”, wówczas Google skorzysta z mechanizmu paginacji i wykorzysta „ukrytą” treść ponieważ wskażemy w ten sposób relację pomiędzy logiczną pomiędzy stronami. Można też zastanowić się nad dodaniem w sekcji head stony odpowiedniki <link> wskazujące adres URL następnej i poprzedniej strony np. <link rel=”next” href=”http://nowymarketing.pl/t/12,pressroom/2″/>.

5. Unikaj jak ognia duplikacji treści

Legendarny duplicate content, w ile to już treści obrósł internet na temat tego zjawiska. Jedno jest pewne, lepiej go unikać i eliminować z własnych stron powielane treści. Są one mało atrakcyjne zarówno dla użytkownika, jak i wyszukiwarki Google. Jedną z rzeczy odnoszącą się do duplicate content jest przekierowanie WWW. Warto propagować ideę „zabijania” WWW w adresach internetowych. Fizycznie jest to tylko dodatkowa subdomena, która nie robi nic poza ruchem w DNSach. Ostatecznie Twoja witryna będzie miała dwa adresy (np.: www.domena.pl i domena.pl), które mają niczym nie różniącą się treść. Zatem tego typu optymalizacja jest optymalizacją SEO, która dobrze wpłynie na pozycję w wyszukiwarkach.

6. Pokaż Google, że Twój serwis jest w różnych językach

Atrybuty rel=alternate i hreflang=x pozwalają na właściwe wyświetlanie Twojej strony w rezultatach wyszukiwania dla wyników globalnych i regionalnych. Dobra wskazówka, jeśli chcesz, by Twój serwis zindeksował się dla obszarów adekwatnych dla odpowiedniego języka, dobrą praktyką jest publikowanie wersji językowych pod osobnymi subdomenami, np.: es.domena.pl lub domenami, np.: domena.es.

7. Zwiększ wydajność, umieszczając pliki tymczasowe w pamięci RAM

Masz dedykowany serwer i korzystasz z systemu Linux? W takim razie możesz zwiększyć wydajność swojego serwisu, umieszczając pliki tymczasowe w pamięci RAM. Stamtąd będą o wiele szybciej odczytywane i zapisywane. Żeby wszystko się udało wystarczy utworzyć partycję typu tmpfs (temporary file storage facility) i właśnie na nią skierować zapis wszystkich plików. Plików, które dużo migrują, nie zajmują wiele miejsca i ich ewentualna utrata nie przyniesie opłakanych skutków.. Wskazuje się, że wydajność może wzrosnąć nawet o 30%, jeśli zastosujemy tę metodę dla plików tymczasowych serwera MySQL. Warto ją stosować również dla plików sesji PHP.

8. Zainstaluj memcached i zwiększ wydajność

Wydajność serwisu trzeba zwiększać na każdym możliwym polu, ot taki banał. Jednak wyjątkowo nie opłaca się ignorować tego zalecenia wówczas, kiedy korzystamy z dysku twardego jako miejsca zapisu plików tymczasowych (cache). To po prostu niewydajne. W takim przypadku najlepiej jest wykorzystać memcached lub inny system tego typu. Zleć programiście pracę nad tym zadaniem. Po jej wykonaniu pamięć podręczna będzie trzymana w pamięci RAM, z której odczyt bądź zapis jest znacznie szybszy. Tego typu optymalizacja wyjątkowo wpływa na wzrost wydajności.

9. Niech Twój serwer przestanie odpytywać DNSy o nazwę hosta

Apache > HostnameLookups ustaw na Off. Wówczas serwer przestanie odpytywać DNSy o nazwę hosta. Ta wiedza i tak jest nieprzydatna. Spójrz na format logów apache. Prawdopodobnie w tym miejscu jest zmienna %h, która wymusza pobranie nazwy hosta celem zapisania go w logach. Rozważ czy Ci to potrzebne. Może wystarczy zmiana na %a, która zwróci IP serwera, co jest znacząco szybsze.

10. Zrób nowoczesną faviconę

Ilu z nas nie projektowało favicony w programie, który przypominał Logo Komeniusza. Favicon.ico powoli przechodzi do lamusa. Dzisiaj favicona musi dopasowywać się na każdy nośnik automatycznie. Skorzystaj z http://www.favicomatic.com/. Wystarczy, że wrzucisz w generator logo o wielkości np. 1024 x 1024, a otrzymasz wszystkie niezbędne rozmiary do tego, by favicona pojawiła się w najlepszej jakości i odpowiednio zoptymalizowana na smartfonie, tablecie czy laptopie. Otrzymany kod wystarczy wkleić w head strony i gotowe. Ikony zostaną użyte na listach „ulubione” na ekranach startowych i pulpitach urządzeń, w miejscach, gdzie zostały przypięte.

11. Pokaż się z lepszej strony

Chcesz, by przeglądarka zmieniała barwy na takie, jakie masz na swojej stronie WWW? Wystarczy, że dodasz tag w w sekcji head strony – <meta name=”theme-color” content=”#16B777″/>. Oczywiście pamiętając o tym, by wrzucić swój kolor w kodzie. Implementując taki tag, zwiększysz wizualną atrakcyjność swojego serwisu.

Kto optymalizuje ten ma!

Choć zdaję sobie sprawę, że optymalizacja stron WWW nie należy do najbardziej fascynujących zajęć na świecie, to jednak prowadząc serwis czy aplikację internetową, konieczne jest traktowanie tego obszaru jak niezbędnej pracy. W końcu kto optymalizuje ten ma.